DWADZIEŚCIA LAT W UE


Jestem od dwudziestu lat obywatelką Unii Europejskiej i nadal pragnę nią pozostać.
Mam nadzieję, że po czerwcowych wyborach do Parlamentu UE ci, którzy teraz chcą startować, a kiedyś niemal deptali „unijną szmatę”, nie będą tam mieli wiele do gadania. Całe szczęście, że w wyniku październikowych wyborów w PL ich opcja nie mogła dalej sobie porządzić, bo już się bałam, że nas z tej Unii wyprowadzą, w każdym razie robili wiele, żeby tak się stało.
I nadal szczują. Więc narodzie, zważ, na kogo będziesz głosować. I wybierz opcję, która pozwoli mi zostać w Europie.

Właściwie to ja, z racji bliskości granicy, która już nie jest granicą, czułam się znacznie bliżej Zachodniej Europy na długo wcześniej niż Warszawa. Dla mnie już od licealnej młodości dwa graniczne miasta, Wilhelm Pieck Stadt Guben i Gubin, które kiedyś były jednym miastem Guben, coraz bardziej stanowiły na powrót jeden twór. Zawiązywały się polsko-niemieckie znajomości, przyjaźnie, związki małżeńskie. Polsko-enerdowskie najpierw, dla ścisłości. Wychowana zostałam bez uprzedzeń i ten posmak „zagranicy” był dla mnie wielce pociągający.
Zatem po trzydziestu latach oczywistą oczywistością było dla mnie głosowanie „za” w unijnym referendum.
Udało się – i wreszcie cała Polska, a nie tylko jej tereny przygraniczne, mogła się poczuć unijna, zachodnia, europejska.
Z otwartymi granicami, których oby już nigdy nie trzeba było zamykać.

O tym, jak weszłam do UE – dosłownie, fizycznie, a nie tylko symbolicznie – napisałam ongi w naszym domowym dzienniku i teraz przepisałam z niego tę relację do niecodziennika. 🙂
W ten sposób czczę jubileusz 20-lecia Polski w Unii Europejskiej.

JAK WESZŁAM DO UNII EUROPEJSKIEJ

SZCZĘŚCIE PISARKI HANKI!

1. „A w Kazimierzu białe sady”… – jak śpiewał Czesław Niemen do słów wiersza Tadeusza Kubiaka.
Jestem tu znowu! Już nie zliczę, który raz, ale po raz pierwszy wiosną. 😀
Na rynku puściuteńko, pojedynczy przechodnie. Środek tygodnia, ponadto pogoda nie rozpieszcza. Taki Kazimierz bez tłumów to też fajna nowość dla nas.

2. W Lubrzy przedwczoraj było fantastyczne spotkanie. Fantastyczne są Aktywne Panie, a dyrektorka Małgosia Sułkowska megafantastyczna – to jakże mogło być inaczej? I w dodatku licealna koleżanka Tereska, sto lat niewidziana, z mężem – zrobili mi niespodziankę. 😀 Na FB jest relacja GOK-u w Lubrzy, masa zdjęć, komentarzy, więc tu – tylko jedno zdjęcie /fot. M. Sułkowska/

3. Jeszcze nie ostygłam z radości polubrzańskich, a tu Beata Igielska na „Książkowziętych” zachwala moją „Pelunię” (recenzję dokładam do opinii o tej książce w niecodzienniku). A panie w Lubrzy, które już przeczytały, mówiły, że wzruszyła je do łez. Aż sama się wzruszyłam. ❤

4. Jeszcze nie ostygłam z radości popeluniowych, a tu kolejna bomba. Podsumowano wyniki plebiscytu „Książka na wiosnę” i „Serce nie siwieje” rzeczywiście wygrało w swojej kategorii. Puchnę z dumy – i wdzięczności dla tych, którzy oddali na mnie głosy. Dziękuję z całego SERCA!

5. Wkrótce ma się ukazać najnowszy numer zielonogórskich „Pasji Literackich”, a w nim – moje opowiadanie „Ostatni liść”. 😀
Ma się też ukazać – wreszcie, ale kiedy dokładnie? nie wiem – najnowszy numer „Inspiracji”. Też z moimi tekstami.
O w/w napiszę więcej, gdy już zapowiedzi staną się ciałem.

Pisarką Hanką nazywa mnie Eugeniusz Kurzawa, trawestując słowa dawnej bigbitowej piosenki zespołu Passaty „Góralko Hanko”. 😀
Oto ona (tekst jest pod teledyskiem):

NA TOPIE


Mam teraz dobry czas, tzw. swoje pięć minut, a w dodatku jestem na topie! 😉
Tyle się dzieje, że znowu narosły mi blogowe zaległości. Zatem nadrabiam:

1. Zdjęcie u góry przedstawia wyniki plebiscytu. Moja książka wśród zgłoszonych we wszystkich kategoriach uplasowała się na zaszczytnym 3 miejscu na TOPIE 10, a w swojej kategorii na I miejscu. Lecz to nie są jeszcze oficjalne wyniki, te dopiero poznamy.

2. W Radiu Poznań w audycji „Tytuł tygodnia” czytano fragmenty mojej powieści. Troszkę mało tam przeczytano o Poznaniu, a na to liczyłam, wszak wysłałam moich bohaterów najpierw do Poznania, w okolice Parku Wilsona. Ale i tak się cieszę! 🙂
https://radiopoznan.fm/audycja/tytul-tygodnia/tytul-tygodnia-serce-nie-siwieje?fbclid=IwAR0dcneF2GgAzph62wte9KYPQPWRu4lVSncOQt9BQigSRHdtEGgjJF2VFZ8

3. Moja powieść zbiera dobre recenzje i fajne opinie, uzupełniam na bieżąco stronę „O »SERCU«” w niecodzienniku. 🙂

4. Za mną kolejne bardzo udane spotkanie autorskie, w Lubniewicach, a przede mną następne, w Lubrzy.
Zdjęcia poniżej są autorstwa Krzysia Subocza, mojego kolegi z klasy w liceum, gdzie on był, pochwalę nas, najlepszym matematykiem, a ja najlepszą polonistką, zaś teraz jest fotografem w klubie FOTOOKO UTW w Zielonej Górze.
Najpierw fotka ze spaceru po Lubniewicach, bo Krzysiek i jego żona byli naszymi gośćmi (i bardzo im się nasze miasteczko spodobało!). Jedna z fotek ze spaceru, w tle jezioro Krajnik:

W bibliotece lubniewickiej:
Przemawiam 😉
Słuchają 🙂
Gestykuluję 😉
Kolejka po autografy na zakończenie spotkania ❤
I na koniec prezent od Eli Nowostawskiej-Smalec, która jest szefową księgarni lubniewickiej, a także artystką (również w księgarni są do nabycia moje książki – no i u mnie!). ❤

KALINA

Będzie to – wreszcie! – fotoreportaż ze spotkania w gubińskiej bibliotece. Dlaczego zatytułowałam go „Kalina”, o tym za chwilę.
Prócz promocji najnowszego kwartalnika „Gubin i Okolice” (w nim – fragmenty mojego tekstu konkursowego o granicy), czym zajął się Stefan Pilaczyński, prócz mojego promowania się z „Sercem”, prócz pytań od publiczności i wpisywania dedykacji w książkach (oprócz „Serca” miałam także inne moje, głównie dodrukowaną „Pelunię”) – to spotkanie było dla mnie okazją do poznania na żywo osób znanych mi dotąd tylko na Fejsbuku, a także do spotkania z osobami baaardzo dawno niewidzianymi.
Zdjęcia – Janek oraz biblioteka w Gubinie oraz Zosia P.
Zanim się zaczęło…


Stefan promujący biuletyn.

Radość autorki 😀

Ewa Dąbek, szefowa gubińskiej biblioteki (przepraszam za banalny wpis do bibliotecznej księgi pamiątkowej!)
Publiczność; na pierwszym planie róża od Wojtka J.
Zbyszek Pawłowski, gubiński poeta; poznaliśmy się, gdy miałam poprzednie spotkanie w Gubinie (Promocję „Drugiej szansy”)
Ida Kaczanowska, poetka, chórzystka w gubińskich chórach, kiedyś śpiewała razem z moją Pelunią. Dotąd znałyśmy się tylko wirtualnie. Obok siedzi Jurek Zając, mąż Grażynki – ona i on to moi znajomi z liceum.
Wojciech Jagielski – czytelnik i fan moich powieści (tym cenniejsze to dla mnie, że przeczytał je mężczyzna!) ❤  Też dotąd znajomość jedynie na Fejsbuku.

Edmund Rodziewicz, muzyk, instrumentalista, nauczyciel, były dyrektor gubińskiej szkoły muzycznej, dziś bardzo aktywny i twórczy na FB. Wyprostował mnie, że Urszula Dudziak, na pewnym etapie swojego życia także gubinianka, mieszkała jako dziecko nie w Komorowie, a w Czarnowicach. Właśnie poznaliśmy się w realu (nie z Urszulą, z Edmundem!).
Marzenna Bartosik, fantastyczna kobieta, wulkan energii, pasjonatka starych zdjęć gubińskich, administratorka fejsbukowej grupy Gubin/Guben, jednej z moich najulubieńszych na FB

Danusia Kaczmarek, dyrygentka chórów Gubińskie Łużyczanki i Seniorenchor, znana działaczka kulturalna. Ustaliłyśmy wreszcie, że to ona była tą dziewczyną z warkoczami i akordeonem, która podegrała mi melodię do piosenki śpiewanej przeze mnie w przedstawieniu szkolnym (ja wtedy byłam w piątej klasie podstawówki).

Małgosia Wlazeł, kocha poezję, często dowcipnie komentuje moje zdjęcia na FB i kibicuje „kajakowości” (o kajaki też pytała; a także o to, jak pomyliłam Szczygła ze Stasiukiem); bardzo lubię nasze fejsbukowe przekomarzanki. Wcześniej też się nie znałyśmy. Tyłem na zdjęciu – inna nowa znajoma, Małgorzata Snopkiewicz, poetka.
Zosia Piotrowska, którą znam od podstawówki – i od tamtych czasów zobaczyłyśmy się na żywo dopiero teraz (choć mamy kontakt na FB), czyli po ponad 50 latach.
Jeszcze było kilkoro takich nowych i trochę starszych znajomych, a także krewnych, na przykład tu:Po prawej stronie siedzą jedna za drugą Gabriela (poetka, siostra Marka, mojego kolegi z klasy), Ala (koleżanka z klasy mojego brata, czytelniczka moich książek, wyłapała w „Sercu” odniesienie do LO im. Kasprzaka!), Danusia (piękna chórzystka Gubińskich Łużyczanek, fotografka Gubina – też dotąd znałyśmy się tylko na FB), Teresa (była polonistka, nauczycielka gubińska, dziś radna i działaczka PTTK), zaś po lewej obok siebie mój brat i bratowa. Jak widać, prawie sami „krewni i znajomi królika”. 😀 😉
Jadzia (siostra innego mojego kolegi z klasy w LO, Edka)

Wspomniana wyżej Danusia (co oni tak przede mną klękali??? 😉 😀 )

… i jeszcze inni nowi znajomi, dwie osoby zapamiętałam: Jagoda (pierwsza z lewej, pisze o Kosarzynie i tam mieszka) i Grażyna (pierwsza z prawej, nauczycielka geografii i podróżniczka)

Pewnie jeszcze kogoś ważnego pominęłam, więc wybaczcie. Ale teraz będzie wreszcie o kalinie. I o Ani dawniej Czerwińskiej, teraz Szymańskiej. To największa i najmilsza niespodzianka tego dnia. Znałyśmy się w podstawówce, ona chodziła do klasy C, ja do A, razem byłyśmy w harcerstwie. Po wielu latach nawiązałyśmy kontakt najpierw na NK, potem na FB, lecz Ania od ładnych kilku lat już nie jest fejsbukowa. Spotkałyśmy się dopiero teraz. W pierwszej chwili nie zajarzyłam, kto mi wręcza piękne róże i mówi, że ma dla mnie kalinę. Z tą kaliną to już całkiem zgłupiałam! Ale powoli odblokowały mi się klapki w mózgu. Jeszcze w czasach Ani fejsbukowych pisałyśmy w komentarzach pod moim zdjęciem znad Arianki o kalinie, że rośnie u niej w ogrodzie, że przydałaby się taka kalina nad naszym „potokiem”. Ja potem o tym kompletnie zapomniałam! Ale Ania pamiętała. I przydźwigała na to spotkanie (to znaczy chyba jej mąż przydźwigał) wielką donicę z ziemią i sadzonkami kaliny…

Krzewinki – po telefonicznej konsultacji z Anią następnego dnia, jaka to kalina (koralowa) i gdzie będzie jej najlepiej – posadziliśmy z Jankiem w trzech miejscach – nasłonecznionym, zacienionym i w półcieniu.
Wszystkie sadzonki się przyjęły i chyba nawet sposobią się do zakwitnięcia. Będę obserwować.
Aniu, dziękuję. 🙂 ❤

I na koniec jeszcze jedno fajne zdjęcie 🙂 – na nim Bogusia, Ewa i Teresa, no i ja 🙂

PS (dzień później) – były róże i kalina, ale muszę napisać także o tulipanach. Zanim zaczęło się spotkanie, piękną wiązankę tulipanów wręczył mi Zbigniew Bołoczko, wtedy kandydat na najważniejszy urząd Burmistrza Gubina (kibicowałam mu), od wczoraj po wyborach – Zwycięzca. 🙂 Brawo, serdeczne gratulacje!
Na zdjęciu – tulipany od Zbigniewa (trochę przesłonięte różą od Wojtka) 🙂

PONAWIAM PROŚBĘ


KOCHANI TU ZAGLĄDAJĄCY!
Ponawiam prośbę. Jeśli ktoś jeszcze ma ochotę, by zagłosować na moją książkę, niech to uczyni czym prędzej; z góry dziękuję. Oto link:
https://www.ksiazkanawiosne.pl/ksiazka,6322161
„Serce nie siwieje” dzięki Wam ma szansę wygrać w swojej kategorii, w tej chwili jest na pierwszym miejscu, a to już ostatnie dni głosowania! 🙂

Na zdjęciu – autorka „Serca” podczas niedawnego spaceru z doliną Arianki w tle, na górce w jej części jeszcze niezabudowanej, ale sadów już nie ma…

NIESPODZIANKI


Zamierzałam po świętach napisać o spotkaniu gubińskim, a tymczasem dziś – niczym te jajka od zajączka znajdowane w ogrodzie przez moje wnuczki – ucieszyły mnie ogromnie niespodzianki w postaci
a. zapowiedzi mojego kolejnego spotkania (w Lubniewicach);
b. pierwszego z fragmentów „Serca” czytanego dziś na antenie Radia Poznań (w kolejnych dniach, do piątku, czytane będą następne).
Więc najpierw to, a Gubin znowu odkładam na zaś. Wybacz mi, Gubinie. ❤

https://radiopoznan.fm/audycja/tytul-tygodnia/tytul-tygodnia-serce-nie-siwieje

A! Jeszcze coś. Dziś wreszcie napisałam nowy rozdzialik mojej powieści, tej, co to tuż, tuż, i wreszcie skończę – a wciąż się z tym kończeniem ślimaczę.

WIELKI TYDZIEŃ


To jest zdjęcie z Wielkanocy’2023. Nasze wnuczki są teraz o rok starsze. My też.

Wielki Tydzień rozpoczęliśmy poniedziałkowym wyjazdem do Gubina. Pół dnia spędziliśmy u brata i bratowej w Guben, odwiedziliśmy też przedświątecznie groby rodziców i babci na cmentarzu, a na finał dnia – uczestniczyliśmy w spotkaniu w gubińskiej bibliotece. Było fantastyczne, zasługuje na osobny wpis ilustrowany masą zdjęć, lecz nie mam teraz na to czasu. Zrobię to po świętach. Na razie tylko jedna fotka:

Na spotkaniu odbyła się także promocja najnowszego numeru biuletynu „Gubin i Okolice”, kwartalnika, z którym współpracuję,


a dziś jadę do Gorzowa na promocję najnowszego „Pegaza Lubuskiego”, który także jest kwartalnikiem i z którym także współpracuję.

A, jeszcze coś! Na stronie „O Sercu” w zakładce „Niecodziennik” dodałam fejsbukowy post Zofii Mąkosy na temat mojej powieści. 🙂 Cieszę się, że Dominika została odebrana przez Zosię jako intrygująco-irytująca, bo taką właśnie, irytującą, chciałam stworzyć. 😀
Dołożyłam również fragmenty messengerowego czatu z Marzenną B. 🙂

Nasze drzewko wielkanocne w tym roku czeka na przyjazd wnuczek i wraz z nimi będziemy je ozdabiać, malować jajka, szukać „zajączka”. Na koniec jeszcze jedna fotka – tym razem sprzed dwóch lat. 🙂

RADOSNYCH, ZDROWYCH ŚWIĄT! ❤

NA ADRENALINIE

Niedawno (po powrocie z Poznania) napisałam:
Byłam na takiej adrenalinie, że zmogłam to wszystko bardzo dzielnie! 😀
I do domu wróciłam szczęśliwa, bo cudne rzeczy się teraz dzieją w moim życiu…
I nadal jestem w pędzie, w ostatnich dniach majac nowe powody do radości:

1. Dostałam od Włodka Naumczyka zapis rozmowy, którą nagrano po spotkaniu w Mieścisku. Pochwalę się, że syn mnie dziś posłuchał i bardzo pochwalił.
Oto link:

2. Przedwczoraj byłam w Gorzowie na wierszobraniu, o tym już pisałam, teraz – fotoreportażyk (zdjęcia – biblioteka gorzowska):
Klimatyczne wnętrza willi Lehmanna
I, II i III miejsce. 🙂

3. Wczoraj pojechaliśmy do Zbąszynia (pierwszy raz byłam w tym mieście), gdzie w muzeum odbyło się bardzo udane spotkanie Gienka Kurzawy z licznie przybyłą (i ciekawie zabierającą głos) publicznością. Promowano najnowszy numer „Szkiców Nadobrzańskich”, książkę Gienka „Rynek 11”, a przy okazji książkę jego córki Oli „Sen”
Na pierwszym planie posąg koźlarza (Zbąszyń należy do Regionu Kozła), w tle muzeum.
Kamienica, w której mieszkał Gienek, bohaterka „Rynku 11”.
Na i po spotkaniu.

4. A pojutrze jedziemy do Gubina… Poniżej zapowiedź, a jak było, napiszę po powrocie. 🙂

Na emeryturze rozpoczęłam pisarski etap swego życia i byłabym nieszczera, udając, że mnie to nie cieszy. Ależ bardzo! Mam teraz swoje pięć minut, jakże mogłabym się z tego powodu smucić?
Tyle że adrenalina, która mnie napędza, ma też swoją cenę. Pozwala biec, lecz gdy opada, tym bardziej zwielokrotniają się minusy.
Na przykład: poczucie ciągłego niewyrobienia; coraz słabiej mi się udaje łączenie obowiązków kobiety domowej (obiadki, sprzątanie – choć to drugie i tak po łebkach) z obowiązkami pisarki: promowania się, bywania, wyjazdów. Gdybym tak miała czterdziestkę, pięćdziesiątkę najwyżej – to oho ho! Niestety mam grubo więcej – a sił mniej.
Na przykład: niezdrowy tryb życia. Bo z tym pędem o lepsze walczy starcza gnuśność. Za dużo siedzenia przy komputerze. Psucia oczu i tycia. Za mało (prawie wcale!) przebywania na świeżym powietrzu, spacerów, aktywności fizycznej… Nawet do pobliskiego Dino jeździmy autem. A mata do ćwiczeń i rowerek stacjonarny usychają z tęsknoty, kiedy znowu zrobię z nich użytek. Że już o rabatkach ogrodowych nie wspomnę.
Na przykład: problemy ze spaniem. Zawsze je miałam, ale na emeryturze wreszcie powinny dać mi spokój. Rzecz w tym, że luzu mało. Wydawało mi się, że z wiekiem do wszystkiego mam dystans, tymczasem chyba bardziej pragnę go mieć, niż posiadam w zasobach. Jak byłam emocjonalna, tak jestem i te emocje, choć naprawdę są teraz fantastyczne, z jednej strony mnie napędzają, z drugiej – boję się, że mi kiedyś zrobią krzywdę.
Na przykład: brakuje mi czasu na pisanie, a chciałabym wreszcie dopracować moją powieść „lubniewicką” i zacząć nową, która mi się kluje. Gdy jej nie wypuszczę ze skorupki, stracę wszystkie pomysły!
Na przykład: brakuje mi czasu na czytanie…

Tylko czy naprawdę chciałabym jedynie leżeć na szezlongu z książką w ręku lub przed telewizorem?
Chyba grzeszę, narzekając.  😦

PISARKA LIMERYKUJĄCA UCZCIŁA MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ POEZJI


Międzynarodowy Dzień Poezji uczciłam dziś wyjazdem do Gorzowa, gdzie w pięknej Willi Lehmanna (placówka Biblioteki Herberta) odbyło się wiosenne wierszowanie.
Najpierw zamierzałam tylko posłuchać prawdziwych poetów – wszak ja poetką nie jestem, tylko prozaiczką.
Potem pomyślałam, że może odważę się na tym spotkaniu zaprezentować moje pisane w czasach licealnych wiosenne wierszyki „z szuflady”. Więc je dziś rano wkleiłam do pliku i wydrukowałam.
W końcu zaś, po dokładnym wczytaniu się w tę inspiracyjną zachętę na plakacie, poczułam limerykową wenę. Niemal w ostatniej chwili, czyli dziś przed obiadem i zaraz po, tuż przed wyjazdem do Gorzowa (ostatni z wierszy jeszcze w samochodzie poprawiałam).
Poeci prezentowali swoje wiosenne wiersze, wśród nich ja te moje limeryki. Potem wszyscy dla siebie byliśmy komisją, przydzielając punkty (anonimowo!) – bo to była taka zabawa, ale i turniej.
No i po przeliczeniu głosów…
Pierwsze miejsce – Aneta Gizińska-Hwozdyk
Drugie miejsce – Szymon Wojtczak
A trzecie miejsce – JA!!! ❤ 😀 Ależ byłam zaskoczona i uradowana. ❤

Moje limeryki nie trzymały się kanonu, lecz w tym momencie, w Dniu Poezji, chyba ważniejsza okazała się ich treść nawiązująca do cytatów zamieszczonych na plakacie.

Oto one:

Inspiracja: Stanisława Plewińska – „Rozsiej po ludziach uśmiech majowy”
Choć to marzec, poetka z Janczewa
już pełnymi garściami rozsiewa
uśmiech majowy po ludziach.
Chętnie wypiję z nią brudzia
winem z mniszka. I niechaj nam śpiewa!

Inspiracja: Maria Przybylak – „Rozpędziły się w zakwicie”
Roztargnionej dziś poetce w Baczynie
zwiały słowa! Pustkę ma w łepetynie.
W pierwszym dniu wiosny o świcie
rozpędziły się w zakwicie…
Gońmy je, bo trzeba pomóc dziewczynie!

Inspiracja: Kazimierz Furman – „Miasto ubrało się w zieloną suknię”
Chociaż pięknych słów użył poeta z Gorzowa,
traktujmy je z dystansem, bo to tylko słowa:
„Miasto ubrało się w zieloną suknię”…
Wszak facet, choć mu nawet setka stuknie,
najchętniej by kobietom te suknie zdejmował.

JAK PIERWSZY MOTYLEK


Kilka dni temu, gdy korzystając z chwilowego przylotu przedwiosennego ciepełka (już odleciało) inaugurowaliśmy sezon ogniskowy, widziałam pierwszego motyla. Był żółty! Wprawdzie nie sama go zauważyłam, najpierw Janek, który mi go wskazał – ale to chyba też się liczy? W każdym razie super, że żółty, liczymy oboje na udane lato. 🙂

Pierwsza recenzja mojej powieści „Serce nie siwieje” jest jak pierwszy motyl, bo też mnie bardzo ucieszyła. Zamieściłam ją przed chwilą w niecodzienniku, gdzie utworzyłam stronę „O »Sercu«” i tam będę wklejać opinie o mojej książce.
Autorka zatytułowała recenzję „Poszukiwanie szczęścia” i zauważa: „przesłanie do odbiorczyń: każda, niezależnie od wieku, zasługuje na radość, szczęście i miłość”. „Serce” to wg recenzentki „opowieść dla starszych czytelniczek ceniących sobie proste obyczajówki i równie proste sercowe dylematy” (oj, czy naprawdę takie proste?). Zaś ja jako autorka trafię „swoją książką do pań, które nie szukają wymagających lektur, za to liczą na relaks z książką – i chcą przyjrzeć się, co dzieje się, gdy podejmowane ryzyko idzie w parze z brakiem racjonalnego podejścia.”
Zachwytami tych opinii nazwać nie mogę, ale wielkich zarzutów również nie widzę.
Chyba najbardziej cenię uwagi, że Dominika, główna bohaterka powieści, „jest postacią naiwną (mimo wieku)” i „zachowuje się jak pensjonarka sprzed wieków” – bo właśnie taką postać chciałam stworzyć! Oraz: „Trzeba będzie czasami trochę wyrozumiałości dla infantylnych tonów – Dominika nie jest specjalistką od pisania i to bardzo w wybranej przez autorkę formie widać”. Otóż to! Ten infantylny ton (użyłam chwytu „szkatułkowego”, bo „Serce” to nie tylko powieść o poszukiwaniu szczęścia, ale także – o pisaniu powieści), naiwność Dominiki, żenująco kiczowaty Juliusz – takie było moje celowe zamierzenie. Cieszę się zatem, że dla recenzentki jest to czytelne.
Tylko czy jest/będzie równie czytelne dla innych czytelniczek i recenzentów? Mam obawy, że styl tej książki może zostać odebrany zbyt powierzchownie… Okaże się. 🙂

W plebiscycie „Książka na wiosnę”, o którym pisałam w poprzednim poście, widzę już wsparcie, moja powieść (w kategorii ‚Romanse’) jest w tej chwili na drugim miejscu (25%). Zostało jeszcze trochę czasu (do początku kwietnia), więc gdyby ktoś jeszcze miał ochotę oddać głos na mnie, będę wdzięczna.

A wracając do motyli… W młodości licealnej i egzaltowanej, gdy pisałam wiersze, jeden z nich zakończyłam tak:
Owszem, możemy porozmawiać o przeszłości.
Przymrużę oko, czas tak leci, śmieszą chwile.
Pofrunę w niebo. Czasem spojrzę z wysokości
i może będę taka lekka jak motyle…
/fot. Pixabay/

A moja Dominika niczym nastolatka ma „motyle w brzuchu”…  😉   😀
Życzę wszystkim motylków, radości, pięknej wiosny! ❤

PS – do zakładek dodałam przed chwilą jeszcze jednego motylka: Muzyka Wojtka S. 🙂 https://kobietadomowa.wordpress.com/muzyka-wojtka-s/
To mój syn – muzyk, podróżnik; właśnie wraz z grupą Żywi Joł wydał pierwszą płytę.